Rejs s/y Krono Smog - Kanałem Ostródzko-Elbląskim
na Zalew Wiślany
Sierpień 2007 roku
|
Wydawać by się mogło, że rejs Kanałem z mazurskiej
Ostródy do "nadmorskiego" Elbląga powinien być długą i męczącą
wyprawą. Nic bardziej mylnego. Jest to podróż całkiem miła i wielce ekscytująca.
Teoretycznie możliwe jest pokonanie kanału w jeden dzień. Z przystani
KŻ OSTRÓDA do przystani pasażerskiej w Elblągu mamy do pokonania odległość
80,5 kilometra, co jachtowi z 4÷5 konnym silnikiem powinno zająć około
13÷14 godzin.
Aby więc dokonać tego wyczynu "za jednym zamachem", należy płynąć
w czerwcu (długi dzień), wyruszyć najpóˇniej o 7 rano, zostać "prześluzowanym"
przed rejsowym statkiem (mało prawdopodobne) oraz liczyć na płynne, bez
żadnych przerw (łącznie około 2 godzin) przejście wszystkich pochylni.
Jak widać jest to prawie niemożliwe, ale teoretycznie... |
 |
Śluza Zielona
|
 |
My wyruszyliśmy o godzinie 13-tej, na początku
sierpnia, dzieląc z rozmysłem trasę na dwa dni płynięcia (no bo i czemu
mamy się śpieszyć?).
Początek rejsu banalny, wszak tyle razy płynęło się na Jeziorak... Przepływamy
pod mostem kolejowym (rok budowy 1893, jezioro Drwęckie przedzielono na
pół nasypem kolejowym linii Ostróda-Morąg - niedawno tory zdemontowano,
most pozostał), pokonujemy 4 km zachodniej odnogi j. Drwęckiego i już
jesteśmy w korycie kanału. Po niecałych 6 km wpływamy we wrota śluzy Zielonej.
Płacimy urzędową opłatę 5,80 zł i już możemy podnieść się łódką o całe
1,4 metra. Niecała godzina drogi, pokonujemy 4,5 km i dopływamy do śluzy
Miłomłyn. Tu różnica poziomów do pokonania jest znacznie większa (ok.
3,0 m), a co za tym idzie większe atrakcje związane ze śluzowaniem. |
Śluza Zielona
|
Po całej operacji znajdujemy się na wysokości
99,5 m n.p.m. Jest godzina 15:45. Jak dotąd do morza przybliżyliśmy się
około 15 km w sensie odległości oraz oddaliliśmy się o ponad 4 metry w
sensie wysokości!
Na lewo odnoga kanału do Iławy (jezioro Jeziorak), na prawo odnoga do
Elbląga. Oczywiście płyniemy na prawo, przed nami, po 3 km, jezioro Ilińskie.
Po ponad 4,5 km jeziora i ponownie kanału wpływamy na Rudą Wodę. W międzyczasie
(pech chce, że w najwęższych miejscach, pod mostami) mijamy 3 statki Żeglugi
O-E, płynące od strony Elbląga. Ruda Woda to kolejne 13 kilometrów pięknego,
położonego wśród lasów rynnowego jeziora. Dalej już "tylko"
15-kilometrowy odcinek, w tym 4,5 km jeziora Sambród i 1,5 km pozostałości
jeziora Piniewo |
 |
Śluza Miłomłyn
|
 |
i dopływamy do celu podróży dnia pierwszego:
pochylni Buczyniec. Łącznie przepłynęliśmy ponad 51 km, jest godzina 21-sza
i najwyższy czas na "czynny odpoczynek". Załogi dwóch cumujących
obok jachtów mają podobny "pomysł" na resztę wieczoru.
Nazajutrz chcemy wyruszać o 9-tej. Przed nami największa atrakcja Kanału
- pochylnie. Tymczasem niemiła niespodzianka. Pochylnia rozpoczyna pracę
dopiero o godz. 10.30 (lub coś koło tego). W maszynowni dokonujemy z góry
opłaty w kwocie 29,00 zł za wszystkie 5 pochylni (płynąc od strony Elbląga
czynimy to w Całunach). Okazuje się, że ceny śluzowań są takie same, jak
za pochylnie. Rodzi się pytanie: jeśli przejście przez śluzę nazywa się
"śluzowaniem", to przejście przez pochylnię...? |
Śluza Miłomłyn
|
Wpływamy na wózek, razem z nami czyni to jacht
z Gdańska, powracający z Jezioraka. Nasza jednostka ma dwa balastowe kile
boczne i jest jakby stworzona do takiego "pływania po trawie".
Jacht praktycznie sam stoi i utrzymuje równowagę. Inne jachty, mające
balasty lub miecze pośrodku, muszą się mocniej wiązać i asekurować. W
ciągu 2 godzin zaliczamy w kolejności pochylnie: Buczyniec, Kąty, Oleśnica,
Jelenie i Całuny. Na odcinku 9,7 km obniżamy się o 99,5 metra! Jesteśmy
już na poziomie morza... Przed nami ostatni, 6-kilometrowy odcinek Kanału
(ale nie rejsu). W końcu wpływamy na wody unikalnego rezerwatu przyrody
- jeziora Drużno. Tu ponownie przypominamy sobie o wietrze i falach. Pokonujemy
ponad 7 kilometrów jeziora, następnie 6 kilometrów rzeki Elbląg - i ostatecznie
jesteśmy na miejscu: wpływamy do Elbląga. |
 |
Pochylnia Buczyniec
|
 |
Po prawej stronie mijamy przystań Żeglugi O-E,
po dalszym kilometrze stajemy przy kei Harcerskiego Ośrodka Wodnego "Bryza".
Jest godzina 16-ta i koniec drugiego dnia podróży. Przystań okazuje się
być miła i niezwykle spokojna. Pomimo dziesiątek miejsc do cumowania -
"zero" (jak sama nazwa wskazuje) jakichkolwiek harcerzy...
Pod wieczór stawiamy maszt, bo do samego Zalewu Wiślanego nie przepływa
się już pod żadnym mostem.
Do pełni szczęścia brakuje nam jeszcze kupna pławki dymnej pomarańczowej,
elementu wyposażenia niezbędnego (oprócz kół i kamizelek ratunkowych),
aby pływać po Zalewie. Odległy o około 150 metrów sklep żeglarski okazał
się już zamknięty. |
Pochylnia Buczyniec
|
Pławkę pożycza nam poznany na pochylniach jacht
wracający do Gdańska. Nawiasem mówiąc, pływając po Zalewie nikt nas na
wodzie nie sprawdzał i żaden bosmanat ani kapitanat również się tym nie
zainteresował. Niemniej jednak braków w wyposażeniu nie polecamy.
Rano o 8-mej wypływamy z Elbląga. Do pokonania mamy jeszcze około 15 km
rzeki Elbląg, czyli do "morza" jeszcze circa 2,5 godziny rejsu
po śródlądziu. Po drodze pokonujemy ostatnią przeszkodę - most pontonowy
w Nowakowie. Przęsło mostu otwierane jest w poziomie i (co ważniejsze)
stosunkowo szybko. Jedyny problem polega na tym, że przepuszcza jednostki
pływające nie "na żądanie", tylko o ściśle określonych, pełnych
godzinach zegarowych.
Przed godziną 11-tą jesteśmy już na Zalewie Wiślanym, płynąc pod żaglami!
Rozpoczynamy wreszcie naszą morską przygodę, biorąc kurs na Krynicę Morską. |
 |
Pochylnia Oleśnica
|
 |
Pogoda piękna, słoneczna. Fala równa, wiatr
3÷4o B.
Pierwsze zaskoczenie to konstatacja, że pomimo okresu wakacyjnego i super
aury, na całym (w zasięgu wzroku) akwenie zaledwie 5 (słownie: pięć) żagli.
Druga rzecz to konieczność nieustannego wypatrywania i omijania sieci
rybackich. Tych zaś jest niezliczona ilość.
Zalew jest na prawie na całej długości podzielony w poprzek sieciami.
Przez pierwsze dwa dni omijanie tych przeszkód było ciężkim przeżyciem.
No bo co z tego, że były oznakowane drzewcami z chorągiewkami, skoro te
chorągiewki były raz podwójne, a raz pojedyncze? Nie mówiąc już o tym,
że czasem były czerwone, czasem czarne, a niekiedy żółte... Dopiero rybak
we Fromborku wyjaśnił nam, że kolor nie gra roli (wywieszają chorągiewki
takie, jakie akurat |
Pochylnia Oleśnica
|
mają) i że musimy wypatrywać podwójnych - bo
te są skrajne. Wówczas żegluga stała się prostsza. Nasz rejs po Zalewie
trwał cztery dni, "zaliczyliśmy" porty w Krynicy Morskiej, Fromborku
i Kątach Rybackich. Wracając czuło się żal, że Rosjanie zamknęli granicę
dla żeglugi, bo ma się świadomość, że przy tak stałych i równych wiatrach
kilka godzin rejsu i byłoby się w Kaliningradzie. Może jednak wkrótce
to się zmieni. Zapadła decyzja, że w przyszłym roku płyniemy na Zatokę
Gdańską. Również Kanałem Ostródzko-Elbląskim i (od Elbląga) Kanałem Jagiellońskim.
I kto powie, że Ostróda nie leży nad morzem...?
Cezary Wawrzyński |
 |
Na wózku
|